Zagadnienie tylko z pozoru sprowadza się do rozważań nad błędnie „zaciemnioną” tabelką lub różnymi „widzimisię” urzędników.
To nie jest „widzimisię” urzędników. Za takim a nie innym podejściem danej osoby stoją różne motywacje i rzadko jest to niekompetencja. Często są to obawy przed instytucjami kontrolującymi wydatkowanie dotacji, takimi jak Regionalne Izby Obrachunkowe lub NIK. Zresztą – protokoły pokontrolne tych instytucji nierzadko stanowią dla samorządów te wytyczne, których brakuje w chwili pojawiania się „czystych” druków. Sami jesteśmy ciekawi, jak w/w instytucje będą na przykład traktowały zagadnienia dot. wspierania lub powierzania zadań publicznych, czy aspekt związany z faktem przedkładania do sprawozdań dokumentów finansowych (w myśl „ducha” nowej ramowej umowy dokumenty te mają być dostarczane tylko w „szczególnych” przypadkach, ale wiemy, że są samorządy, w których nadal zbierane będą wszystkie dokumenty finansowe).
Ciekawi też jesteśmy, jak kształtują się te kontrole – na ile osoby kontrolujące mają wcześniej określone stanowisko odnośnie traktowania danego uchybienia i na ile te stanowiska zmieniają się pod wpływem przeprowadzania kontroli w kolejnych samorządach (to jest na ile fakt, że np. 90% samorządów będzie traktowało za błąd formalny błędnie wpisany procent, będzie miało wpływ na to, że takie postępowanie zostanie uznane za słuszne i na ile zostanie wskazane tym 10% pozostałych samorządów, że powinny podchodzić do tego zagadnienia podobnie). Ciekawe też, jak w/w instytucje podeszłyby do kwestii modyfikacji tego jednego błędnego słowa w tabeli rozporządzenia (tj. zmiana zwrotu z „otrzymanej dotacji” na „wnioskowanej dotacji”). Naszym zdaniem zamiana nie jest dopuszczalna, ale jednocześnie sądzimy, że spowodowałoby to zmniejszenie pomyłek (traktowanych czasami bardzo ostro i będących podstawą do odrzucenia wniosku), co usprawniłoby proces realizacji zdań publicznych (jak pisaliśmy – niektóre samorządy odrzucają oferty i ogłaszają konkursy ponownie, cały proces opóźnia się o kilka tygodni) oraz miałoby, tak po ludzku, wpływ na lepszy wizerunek urzędników w oczach organizacji.
Trudno się dziwić organizacjom, że uznają tak rygorystyczne traktowanie ofert za „czepialstwo”, trudno dziwić się urzędnikom, którzy nie mając pewności jak zostanie ocenione ich zachowanie, wybierają wariant najbardziej asekuracyjny (choć to nie zawsze się sprawdza – coraz częściej taka nadgorliwość też wykazywana jest jako nieprawidłowa i mamy wrażenie, że tak będą podchodziły instytucje kontrolujące do samorządów zbierających do sprawozdań dokumenty finansowe od wszystkich podmiotów).
W tle tych rozważań są odbiorcy projektów oraz osoby przy projektach zatrudniane. Błędne skreślenie – i już musimy zmieniać termin planowanego koncertu, raz jeszcze umawiać artystów, zmieniać rezerwację sali, bo całe wydarzenie przesuwa nam się o dwa miesiące (o ile w „drugim” rozdaniu już nie popełnimy błędów i o ile w ogóle dofinansowanie otrzymamy). Błędy rachunkowe w kosztorysie – i noclegowania przez miesiąc musi działać bez dotacji, obsługiwać mniejszą liczbę bezdomnych lub brać pożyczki. Oczywiście nie wszędzie, nie w każdym samorządzie, jest taki rygor. W niektórych samorządach jest w drugą stronę – np. przy zadaniach publicznych organizacje pobierają opłaty od uczestników, nie ujmują tego jako odpłatną działalność pożytku publicznego, a urzędnicy nie mają świadomości, czym w ogóle odpłatna działalność pożytku publicznego jest. I jakoś to działa (przynajmniej do czasu).
Tematem na inne wpisy jest kwestia kwalifikowalności VAT przy dotacjach, czy prowadzenie działalności gospodarczej przy okazji realizacji zadań publicznych (tj. np. kwestie sponsorów przy imprezach kulturalnych lub sportowych dotowanych w ramach realizacji zdań publicznych).
[su_spacer size=”10″]