Trzeci sektor w III Rzeczypospolitej (cz. VI) a koronawirus

O organizacjach pozarządowych w kontekście klęski żywiołowej – tekst Piotra Frączaka sprzed ponad 20 lat. Aktualne i dziś?

Na ten moment trudno określić skalę i rozmiar pomocy niesionej przez organizacje pozarządowe w zakresie walki z koronawirusem. Trudno też prognozować, jak cała sytuacja odbije się na sektorze. Czy rola zinstytucjonalizowanego społecznego zaangażowania wzrośnie w oczach decydentów oraz opinii publicznej? Czy raczej sektor obiektywnie straci (straci cała gospodarka, ale czy w tym kontekście „nasza” branża jakoś znacząco spadnie poza średnią)?

Piotr Frączak, współtworzący sektor w Polsce od samych jego początków i od samych początków komentujący jego rozwój, zwykł szukać pewnych odpowiedzi i wskazówek w przeszłości. Idąc tym tropem chcemy przypomnieć dwa teksty samego Piotra, odnoszące się do zaangażowania organizacji pozarządowych w inną klęskę żywiołową, która dotknęła nasz kraj. Mowa o powodzi z lipca 1997 roku, nazywanej potocznie „powodzią tysiąclecia”. Pierwszy z tekstów odnosi się do zaangażowania organizacji w niesienie pomocy. Drugi – do wniosków, jakie wyciągnęli decydenci z całej sytuacji. Czy raczej – do braku tych wniosków.

Teksty pochodzą z wydanej w 2002 roku w ramach działalności Centrum Informacji dla Organizacji Pozarządowych BORDO publikacji „Trzeci sektor w III Rzeczypospolitej. Wybór artykułów 1989-2001” będącej zbiorem artykułów Piotra Frączaka, które ukazywały się na łamach czasopisma Asocjacje i innych pism związanych z działalnością sektora pozarządowego.

Fragmenty wskazanych tekstów przywoływaliśmy już w zeszłym tygodniu. Dzisiaj publikujemy całość.

***

Piotr Frączak[su_spacer size=”10″]
„Trzeci sektor w III Rzeczypospolitej. Wybór artykułów 1989-2001”

Powódź [s. 76-78]

Wiele organizacji, nawet tych, których bezpośrednio woda nie zalała, zostało wytrąconych z normalnego rytmu pracy. Ale też ogromu dobrej roboty, jaką wykonały w tym trudnym czasie, nie da się przecenić. Co więcej, ogólnie wiadomo, że to pospolite ruszenie, ta powódź pomocy nie powinna się skończyć wraz z cofnięciem się wody, wiele jest więc jeszcze do zrobienia. Katastrofa, która nas dotknęła, jest zbyt duża, aby nie spowodować znaczących zmian i wśród organizacji pozarządowych.

Po pierwsze, straty poniosły organizacje, których mienie zniszczyła woda. Wieloletni dorobek (od dotacji do dotacji, od sponsora do sponsora) nagle zniknął, a szanse odbudowania go w krótkim czasie są znikome. Dla wielu organizacji, szczególnie pomocowych, może oznaczać to zaprzestanie działalności.

Po drugie, straty poniosły organizacje, które z dnia na dzień przestawiły się na organizowanie pomocy dla powodzian. Odkładając realizację prowadzonych projektów, pozostawiając rutynowe działania zaryzykowały znaczne straty (w tym równie finansowe). Co więcej, choć jeszcze się tego nie dostrzega, rządowa, samorządowa i zupełnie prywatna pomoc dla ofiar powodzi musi uszczuplić potencjalne źródła finansowania organizacji. Znane są przykłady, gdy organizacje niosące pomoc na terenach zalanych zostały pozbawione środków (cofnięto obiecaną dotację) z uwagi na… konieczność pomocy powodzianom.

Po trzecie, nieznane są do tej pory rozmiary patologii pomocy, czyli np. form wyłudzania pieniędzy, niegospodarności itp. Po czasie zachwytu nadchodzi krytyczna refleksja. Czy negatywne przykłady nie zatrą w ostateczności ogromnego wysiłku i ogromnej społecznej ofiarności?

Pytań jest znacznie więcej niż odpowiedzi. Przytoczmy kilka, aby jedynie zasygnalizować ogrom problemów, które wymagałyby wyjaśnienia, i zachęcić do szerszej dyskusji jej efektem mógłby być naprawdę niezależny raport na temat pomocy.

Jakie były powody braku współpracy między administracją państwową a organizacjami pozarządowymi? Czy rzeczywiście konieczne było, aby administracja urządzała zbiórki publiczne?

Dlaczego pieniądze wpłacane w odruchu solidarności z ludźmi bezpośrednio zagrożonymi, np. na konto „Telewidzowie powodzianom”, zostały uruchomione z prawie miesięcznym opóźnieniem? Czy dystrybucja pomocy zorganizowanej przez organizacje pozarządowe zaspokajała najpilniejsze potrzeby, czy ilość różnorakich kont i inicjatyw zwiększała rzeczywiście zakres pomocy?

***

Piotr Frączak[su_spacer size=”10″]
„Trzeci sektor w III Rzeczypospolitej. Wybór artykułów 1989-2001”

Powódź nieporozumień [s. 80-82]

Reakcja społeczna na powódź na południu Polski była zaskoczeniem. Słusznie w prasie określano ją jako powódź pomocy czy trzecią Solidarność. Jednak z uwagi na czas przedwyborczy nie mieliśmy możliwości np. poznać szacunków strat wywołanych przez powódź. Teraz z kolei informacje takie nie mają wystarczającego przebicia w mediach. Odbiorcy są bowiem, podobno, zmęczeni powodzią.

Na posiedzeniu rządu 9 września 1997 r., jak podało Centrum Informacji Rządowej, Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski podziękował instytucjom działającym na rzecz powodzian. Zapomniał jedynie o obywatelach, którzy ofiarowali swój czas i pieniądze, oraz o organizacjach pozarządowych. Jednym słowem, słowa uznania dla tych, którzy wypełniali swój obowiązek, ani słowa o tych, którzy robili coś, czego robić nie musieli. Aleksander Kwaśniewski (według badań prezentowanych przez Wprost w numerze z 17 sierpnia) otrzymał za swoją działalność w czasie powodzi średnią ocenę 3,4 (rząd jedynie 2,9), podczas gdy organizacje charytatywne 4,3. Dodajmy tu, że ocena ta była wyższa niż dla straży pożarnej, środków masowego przekazu, powodzian czy obywateli z terenów nieobjętych powodzią (każda z tych kategorii po 4,2).

Ta niefrasobliwość w podziękowaniach (w końcu wszyscy działamy dla dobra wspólnego) ma swoje konsekwencje. I tak sprawozdania z wykonania Narodowego Programu Odbudowy i Modernizacji zawierają wiele informacji o zrealizowanych działaniach bez danych o tym, kto je zrealizował. W ten oto sposób nagle można odnieść nieuzasadnione wrażenie, że rząd oddał powodzianom jakieś mieszkania, które wcześniej oddał już (mamy nadzieję, że tym samym powodzianom) Caritas.

Wracając jeszcze na chwilę do czwartej władzy, czyli środków masowego przekazu, trzeba, podkreślając ogromną rolę, jaką odegrały w zapewnieniu przepływu informacji (do czego w istocie służyć powinny), przypomnieć, że przejęły rolę inicjatyw obywatelskich. Zafascynowane swoimi możliwościami zbierania pieniędzy często, jak można sądzić, nie poradziły sobie z ich sensowną dystrybucją. Program „Telewidzowie powodzianom” dobrze ilustruje tę tezę. Był to fachowo przeprowadzony fundraising, z tym że wpłacający widz miał poczucie, że pomaga tym zagrożonym bezpośrednio przez wodę, tym, których widział w reportażach z zalanych terenów. Jednak pieniądze z konta zostały rozdysponowane dopiero, gdy bezpośrednie zagrożenie minęło. Również sposób przeznaczenia tych pieniędzy można kwestionować. Indywidualna pomoc finansowa często, może nawet zbyt często, przeznaczana jest na rybę, a nie wędkę. Oznacza to, że przejadana czy przepijana kwota nie rozwiązywała żadnego problemu, co najwyżej odkładała go w czasie. Jedyne, co mogła zrobić, to skłócić społeczności lokalne. A przecież doświadczenia telewizji (np. z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy) powinny już nauczyć, że można mieć ogromne zasługi oddając konkretną robotę tym, którzy się na niej lepiej znają.

Włodzimierz Cimoszewicz powołując Radę Narodowego Programu Odbudowy i Modernizacji odwołał się do czynników społecznych, jak to się drzewiej mawiało. Niestety, zapomniał o tych organizacjach, których udział w zwalczaniu skutków powodzi był największy, tzn. organizacjach charytatywnych. Ograniczył się w dużej mierze do organizacji profesjonalnych, które jednak same (19 września) podkreśliły konieczność rozszerzenia Rady. Nie dziwi też podsumowanie tego spotkania, w którym czytamy: „(…) Organizacje pozarządowe w czasie powodzi udowodniły swoje przygotowanie i niezbędność w niesieniu pomocy dla osób poszkodowanych. Wypełniły te zadania dużo lepiej niż organizacje rządowe, wypełniając pewną lukę w niesieniu pomocy osobom poszkodowanym. (…) Należy zmienić Rozporządzenie Rady Ministrów z 29 lipca 1997 r., które zleca jednostkom niepaństwowym usuwanie skutków powodzi. Akt ten jest niedopracowany i zawiera wiele niejasności. Należy także spowodować podjęcie decyzji politycznej, która spowodowałaby wzrost znaczenia organizacji pozarządowych. Organizacje te powinny zająć się również pomocą lokalnym społecznościom w samoorganizowaniu się. Należy stworzyć przejrzyste możliwości finansowania działalności organizacji pozarządowych poprzez wprowadzenie ustawy o działalności pożytku publicznego oraz wyjaśnić zasady finansowania ze środków MPiPS oraz PFOŚ zadań realizowanych przez organizacje pozarządowe”.

Nie dziwi to, gdyż doświadczenie członków Rady mówi, że tam, gdzie nie udaje się namówić administracji rządowej do wypełniania zadań, pozostają do pomocy jedynie organizacje pozarządowe. Tak było np. w jednym z województw, gdzie prowadzono analizę strat psychologicznych i gdzie w podsumowaniu raportu z tych działań podkreśla się, że „jeśli ekipa Wojewody ma kłopoty z oddelegowaniem jednego lekarza na 10 dni pracy z powodzianami, jeśli trudno jej zdobyć jeden samochód, to nie ma żadnych podstaw do obdarzenia ich zaufaniem…”, a wcześniej – „zrealizowanie programu pomocy psychologicznej dla powodzian, którego się podjęliśmy, było możliwe tylko dzięki osobom związanym z organizacjami pozarządowymi…”.

Tytułowa grafika: Mohamed Hassan z Pixabay

[su_spacer size=”10″]

[su_spacer size=”30″]