Ludzie spod Tesco (cz. I)

Pierwsza część napisanego przez Łukasza 14 lat temu reportażu o dwóch osobach bezdomnych - Adamie i Mirku.

W trakcie najbliższych czterech tygodni publikować będziemy kolejne części reportażu napisanego przez Łukasza przeszło 14 lat temu. Reportaż opowiada o osobach bezdomnych – Adamie i Mirku. Tekst publikujemy bez żadnych zmian. Nie będą to teksty dotyczące procedur, prawa i finansów, tylko osób na rzecz których sektor często działa. Bo przed tymi procedurami, prawem i finansami zawsze był człowiek. O czym sami nie zawsze pamiętamy.

Ludzie spod Tesco

Przyjeżdżają. Wszystkimi możliwymi modelami samochodów, kierują się ku wszystkim możliwym miejscom parkingowym. Klną pod nosem na fiaty, ople, mercedesy, na potencjalnych złodziei ich miejsc parkingowych, na matki tych złodziei, na ich żony i dzieci. Wyglądają jak ryby, bezgłośnie ruszając ustami i, przy mocniejszym naciśnięciu hamulców, prawie uderzając głową o szybę.

Kupują. Załadowują wózki podpaskami, pieluchami, lokówkami, przecierami, chipsami, arbuzami, trampkami, chińskimi zupkami, klockami Lego, kawą, wszystkim. I klną pod nosem na potencjalnych złodziei ich miejsc przy kasie, na matki tych złodziei, na ich żony i dzieci. Wyglądają jak…

Odjeżdżają.

„Na początku był chaos, później ja się urodziłem i zrobiłem porządek. 8 grudnia, więc prawie wszyscy moi rówieśnicy są ode mnie starsi. Prawda, że paradoksalne?” – mówi Adam. „Moje imię znaczy człowiek. Tak przynajmniej powiedzieli mi świadkowie Jehowy.” Razem z Henrykiem siedzi na ławce koło TESCO i spokojnie zaciąga się skrętem. Wewnątrz skręta tytoń „Awangardowy”. Nazwa, wg Adama, wzięła się stąd, że przeciętny tytoń kosztuje 6 złotych, „Awangardowy” – 4,50. „Najlepszym materiałem na bibułki jest Nowy Testament. Ostatnio paliłem list do Koryntian. Teraz czas na Apokalipsę.” Lewą rękę trzyma głęboko w kieszeni: „Z przyczyn czysto fizycznych sam jednak w bibułki nie zawijam”.

Obaj podstawówkę skończyli wystrzałowo, świadectwa z czerwonym paskiem. „Ja wystrzałowo nie tylko w przenośni – kontynuuje Adam – Z chemii zawsze byłem świetny. W ostatniej klasie podstawówki prawie wysadziłem laboratorium. Skrawki mojej dłoni musieli ponoć zdrapywać z sufitu. W chwili wybuchu zatrzymał się czas, wkoło tylko mgła. Nigdy jeszcze nie umierałem, więc nie wiedziałem co się dzieje. Ta mgła się nie rozrzedzała jeszcze długo, bo tak jak na chirurgii leżałem przeszło tydzień, tak o wzrok, pieniędzmi mojego ojca, walczyłem kilka miesięcy. Do podstawówki już nie wróciłem. Dyrektor sam przyszedł do mnie ze świadectwem i dyplomem. Nawet nie wspomniał o tym, że mu miejsce pracy zdemolowałem – śmieje się – Przez dobry rok chodziłem w okularach, jak spawacz, Jaruzelski przy mnie to szczyt dobrego smaku. Nie mogłem czytać, światło świeczki mnie drażniło, a blask świetlówki był porównywalny z blaskiem słońca. Poza tym mam dziurawe ucho i jego cykliczne zapalenia. Na szczęście nie boli, tylko ropieje. Lekarze mówili, że to i tak małe obrażenia, że to cud nad Wisłą.” – z kamienną twarzą zaciąga się skrętem – „Jaką Wisłą? Przecież tam tylko Bierawka płynęła”.

Po podstawówce Henryk poszedł do ogólniaka, Adam do technikum. Pierwsze lata w szkole średniej niewiele różniły się od ostatnich podstawówki. Dobre wyniki w nauce, brak problemów wychowawczych. „Mimo, że chemia pozbawiła mnie dłoni – ciągnie dalej Adam – nadal uwielbiałem ten przedmiot. Moje zdjęcie do dziś wisi na jednej ze ścian szkoły. Adam S., zdobywca I miejsca w olimpiadzie chemicznej. Z „tych” S., mój pradziad jest w encyklopedii, znany pijak i awanturnik, budowniczy pałacu w mieście na literę „Ł”. Oczywiście nie osobiście ten pałac budował. Hrabia miał od tego ludzi.”

Jak na rozkaz, obaj podnoszą do ust puszkę piwa „Hammer”. Najbardziej opłacalna marka, na co dowodów dostarcza bardzo proste działanie matematyczne, polegające na podzieleniu ceny trunku przez procent zawartego w nim alkoholu i objętość pojemnika. „Hammer” osiąga najniższe wartości. „Rozpiłem się przez mamę – śmieje się Adam – W III klasie technikum zacząłem chodzić na piwo. Moja mama do dziś nie znosi zapachu alkoholu i jest na ów zapach bardzo wyczulona. Wiedziała nawet – po woni papierosów, których osobiście wówczas nie paliłem – czy piłem w knajpie, czy na dworze. Nawet po jednym piwie miałem awantury, więc co za różnica, czy wypiłem jedno czy siedem? – znowu zaciąga się skrętem – Ojciec był bardziej wyrozumiały. Czasami mówiłem mu, że, na przykład, idę do piwnicy zrobić składak i puszczałem oczko. Puszczenie oczka równało się pół litra. I zamiast składaka robiliśmy połówkę.” Henryk alkoholu za młodu nie lubił. 3 miesiące przed maturą pierwszy raz wziął heroinę. „Z ciekawości – wspomina – i tak przez 14 lat. Adama pociągała chemia, mnie biologia. Brałem chyba wszystkie dary natury, które można uznać za narkotyki.”

[su_spacer size=”10″]

[su_spacer size=”30″]